21.11.2011 14:54
Cyber-sex, czyli elektroniczne pomysły na zrobienie kierowcy motocykla dobrze
Elektronika w motocyklach osiągnęła ostatnio poziom, który dziesięć lat temu byłby nie do pomyślenia. To naprawdę zaskakujące, jak w ciągu dekady zmieniło się podejście producentów i motocyklistów do elektronicznych wspomagaczy. Osobiście uważam, że 8-stopniowe kontrole trakcji są czymś w rodzaju podwórkowych kłótni kto ma lepszego tatę. Jasne, kontrola trakcji generalnie jest czymś bardzo fajnym, co pozwoli uniknąć wyłożenia się na mokrych liściach i skończenia w czyimś płocie. Jednak moim zdaniem w kwestii elektroniki można pójść o krok dalej.
Palenie gumy. Wiem, że lubicie przypalić kapcia. Każdy lubi. Teoretycznie jest to dosyć proste. Wystarczy zaprzeć się o kierownice, dociążyć przód, przytrzymać hamulec, odkręcić gaz i strzelić klamą. Tylna guma powinna spowić się kłębami dymu. W praktyce sporo może pójść nie tak. Przód może nie złapać przyczepności, przy nieudolnych próbach można spalić, ale sprzęgło, a będąc skrajnie nieinteligentnym można puścić przedni hebel i katapultować się prosto w czyjś bagażnik. Proponuję proste rozwiązanie. Przy manetce gazu, w miejscu, gdzie zwykle znajduje się przycisk rozrusznika, należy zamontować wielki, czerwony guzior z odsuwaną na bok plastikową pokrywą, dokładnie jak w myśliwcach. Po jego wciśnięciu elektronika automatycznie wyśle impuls do przedniego hamulca, aby zablokował koło oraz zajmie się przepustnicą. Wystarczy, że pstrykniesz przycisk i będziesz go trzymał tak długo jak długo będziesz chciał palić gumę. Czyż nie byłoby ultra-fajnie odpalać tylnego kapcia jak rakietę myśliwca?
Mój drugi pomysł wiąże się w pewien sposób z paleniem gumy. Rolling burnout to już nieco trudniejsza sprawa i o ile nie masz na nazwisko Pasierbek, może to sprawić sporo trudności. Ja niestety nie mam. Rozwiązanie będzie podobne do powyższego, z tym, że gazem operować będzie się klasycznie. Wystarczy, że uruchomisz system wciśnięciem przycisku. Teraz, stojąc w miejscu, wystarczy dodać gazu (kwestia sprzęgła jest ogarniana cyfrowo) a motocykl powoli ruszy do przodu, ale, uwaga, z płonącym kapciem. Wystarczy po prostu się utrzymać, co nie powinno być trudne skoro po prostu jedziesz motocyklem z niewielką prędkością.
Jorian Ponomareff pokazał nam ostatnio, jak się driftuje motocyklem. Mimo, że jest on wysokiej klasy stunterem to wielokrotnie glebił przy próbach uzyskania płynnego driftu. Tu sprawa jest już bardzo trudna, i naukowcy w białych kitlach będą musieli wypić o wiele więcej Moutain Dew, choć większość potrzebnych rozwiązań jest już dostępna w innych pojazdach. Problem teoretycznie można by rozwiązać systemem znanym chociażby z Volvo XC90, które w danym momencie na dane koło wysyła odpowiednią ilość mocy. Rzecz w tym, że w motocyklu mamy tylko jedno koło odpowiadające za napęd. I dlatego też zawsze będziemy chcieli jechać na pełnej kicie. Proponuję kontrolę trakcji, która sama w czasie jazdy zmienia intensywność swojej ingerencji. Dobrze, zatem możemy odwijać w opór, a elektronika ogarnie ile potrzeba nam momentu na kole w danej chwili. To dopiero połowa sukcesu. W czasie powerslideowania wiele również rzeczy może pójść nie tak. Najlepsze, czego możemy oczekiwać to zbyt mocny przechył w którąś stronę, najgorsze – highside i wystrzelenie z siodła do czyjegoś mieszkania przez okno. Potrzeba nam czegoś w rodzaju „statecznika”, który będzie dbał o stabilność w czasie lecenia bokiem, oraz czegoś, co stłumi highside w zarodku. Taki zestaw powinien sprawić, że drift będzie mogła wykonać nawet dżdżownica.
Patent ze „statecznikiem” można wykorzystać także w inny sposób. Ustaw odległość tylnego koła od asfaltu w komputerze pokładowym i przed światłami wduś hebel do końca, bez obaw o kozła do przodu. Skoro mamy mądre ABSy, które potrafią przewidywać przyszłość i zapobiegać zablokowaniu koła zanim to nastąpi, to czemu nie można zrobić czegoś, co zniweluje zbyt mocne przechylenie do przodu przy robieniu stopala? Te wszystkie pomysły, przynajmniej w mojej głowie, są genialne. Ale prawdopodobnie poczekamy jeszcze na nie bardzo, bardzo długo, skro większość producentów nadal nie potrafi w swoich motocyklach montować cholernego wygiętego wentyla!
Komentarze : 7
"Wystarczy, że pstrykniesz przycisk i będziesz go trzymał tak długo jak długo będziesz chciał palić gumę".
Boczo - Amerykanie Cię okradli bo ponoć najnowszym Mustangu jest taki guzior hehe
Lepiej się tutaj czyta artykuły niż na ścigaczu:) Co do wentyla to święta prawda! A najgorsze jest to że nawet chińczycy w skuterach go stosują a wielkie firmy nie potrafią. Jeśli mowa o przyszłości elektroniki to dlaczego większość motocykli dalej nie ma wyświetlacza biegów?
Artykuł rewelka !
Boczo jak zwykle nie zawiódł, miło się czyta. Lewa w górę!
cholerny wygięty wentyl to cholernie bolesna prawda !
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (6)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)